Ofiara Jezusa, jako najdoskonalsza i w pełni wystarczalna dla naszego życia | ||||||||
Chrystus poniósł najokrutniejszą śmierć, jaką karano w tamtym czasie przestępców – śmierć krzyżową. Pomimo, iż takiego fizycznego bólu nikt z nas nie chciałby doświadczyć, czasem zdarza się, że cierpimy. Ludzie giną na wojnach, mają amputowane ręce, nogi. Umieramy na raka i inne choroby, które mają straszny przebieg. Nieraz słyszymy tak okropne historie, że przechodzą nas po plecach ciarki. Nikt nie może jednak doświadczyć tego, czego doświadczył Pan Jezus. Wiemy bowiem na czym polegała Jego służba wśród ludzi. Kiedy nauczał, chodziły za Nim tłumy. Jezus wyganiał demony, uzdrawiał, wskrzeszał z martwych, rozmnażał żywność, uciszył burzę i wiatr. Znaki i cuda, które mu towarzyszyły, nigdy wcześniej się nie działy i jasno dowodziły Jego Boskiego pochodzenia. "W dowód uznania" Chrystus był przez te trzy lata szkalowany oraz fałszywie osądzany. Faryzeusze, Uczeni w Piśmie zarzucali mu, że uzdrawia mocą Belzebuba (diabła), że bluźni i zwodzi lud. Aż wreszcie przyszło nań to najgorsze, bezpodstawne oskarżenie i wydanie na śmierć. Umierając wysłuchiwał kpin oraz obelg od swoich oprawców, a także od jednego z ukrzyżowanych obok złoczyńców. Najczystsza miłość, jaką kierował się do samego końca Jezus, |
objawiły wypowiedziane wtedy słowa "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią". [Łk 23, 34] Kiedy masz już przed oczami tamte wydarzenia, to wyobraź sobie jeszcze więcej. Wszystkie te straszne rzeczy, jakie Jezus wycierpiał na swoim ciele, od biczowania, przez drogę krzyżową, aż do przybicia do krzyża, były jeszcze niczym w stosunku do tego, jak bardzo cierpiał na duchu. Księga Izajasza 53,4-5 mówi, że wziął On na siebie zło całego świata, zarówno wszystkie grzechy jak i choroby toczące ludzkość. Cierpiał, bo był w 100% człowiekiem, ale również dlatego, że był w 100% Bogiem. Chcąc wypełnić wolę Ojca musiał przyjść na ten pełen zepsucia świat i zostawić na długi czas chwałę, jaką wcześniej miał. A jak mówi Biblia Jezus stał po prawicy Boga w Niebie już od stworzenia świata. Dlatego właśnie to, co Chrystus dla nas uczynił jest właściwie niewyobrażalne. Niektórzy ludzie podchodzą jednak do tej sprawy mocno cieleśnie, sądząc, że Jezusa można (a nawet trzeba) naśladować w sposób dosłowny, czyli cielesny. Corocznie w Wielki Piątek tłumy ludzi na Filipinach uczestniczą w obrzędach biczowania się i |
przybijania do krzyża. Zjawisko jest na tyle masowe, że ulice dosłownie ociekają krwią. Zwyczaj ten do XVIII wieku popularny był w Europie, także w Polsce. Pomyślmy jednak, jakże płytkie jest takie sponiewieranie własnego ciała, w odniesieniu do męki i śmierci Jezusa. Mówiąc w tym miejscu o naśladownictwie Mesjasza, nie tyle się tego nie czyni, co jeszcze się Mu ubliża. Taka „ofiara” daje fałszywe pojęcie tego, co ucznił dla świata Jezus. Kieruje bowiem oczy ludzi w stronę często powtarzanego, jej czysto cielesnego wymiaru, jak przedstawia to m.in. "Pasja" Mela Gibsona. Ponieważ ofiara Chrystusa była jedyna i niepowtarzalna, mająca skutek do końca świata, nie mają sensu próby celowego ponoszenia przez nas cierpienia. Nie tego oczekuje od nas Zbawiciel. Nie mamy się biczować, albo spędzać całego życia na słupie, jak czynili to niektórzy w średniowieczu. Na nic też zdadzą się wysiłki by długo wytrwać na klęczkach, a nawet zdarte do krwi kolana. Nie możemy uczynić fizycznie niczego, żeby zapracować na uznanie w oczach Stwórcy. A ponieważ największą z możliwych ofiar poniósł już za |
||||||
![]() Obrzędy ukrzyżowań na Filipinach |
nas Jezus, naszą odpowiedzią wdzięczności będzie przede wszystkim codzienne życie, pełne uwielbienia za Jego dzieło na krzyżu. Bóg nie oczekuje poświęcenia mu chwili. Nie chce, żebyśmy świętowali jakiś tam dzień na jego cześć, a później żyli dalej swoim życiem, zanurzeni w przyziemne sprawy. Nie po to przysłał swojego Syna na ten świat, aby życie toczyło się tak, jak wcześniej. Stwórca zawarł z nami Nowe Przymierze! On chce od nas czegoś więcej, niż pojedynczego zrywu wiary, epizodu, w którym pokażemy jacy jesteśmy cudowni. Bóg pragnie dla nas innego cudu, przemiany całego człowieka, jako największego dobra, jakiego możemy doświadczyć, ze skutkiem w tym życiu i w przyszłym. Dzięki nowemu narodzeniu wszystko odczuwa się inaczej niż wcześniej, zachwyca śpiew ptaków i całkiem zwykłe rzeczy, na które dotąd nie zwracaliśmy uwagi. Tempo naszego życia nie musi przypominać wiecznego biegu w nieznanym kierunku. Jeśli tylko wybierzemy Jezusa i Jego drogę, wówczas staniemy się Jego naśladowcami, będziemy mieli udział w jego zmartwychwstaniu. Możesz być obojętnie jaką osobą, obciążoną nawet niewybaczalnym grzechem, ale wiedz, że |
|
||||||
![]() |
||||||||
Jego ranami jesteśmy uzdrowieni - świadectwo Kasi |
||||||||
Chciałabym opowiedzieć Wam o tym, czego ostatnio doświadczyłam i doświadczam w życiu z moim Panem Jezusem Chrystusem. Jego miłość, dobroć i ochronę mogę spotykać niemal na każdym kroku. Teraz mogę w praktyczny sposób doświadczać wypełnienia Jego cudownych obietnic dotyczących naszego życia. Kiedy On i tylko On staje się dla nas najważniejszą osobą każdego dnia, mogę mieć pewność, ze się nie zawiodę. Jakiś czas temu zaczęłam mieć problemy ze zdrowiem. Możemy zadawać sobie pytanie dlaczego? przecież kocham Pana. Kiedy dzieją się w moim życiu sytuacje trudniejsze, zaczynam się modlić, i szukać odpowiedzi. Tak też zrobiłam tym razem. W odpowiedzi usłyszałam cudowne słowa z Księgi Izajasza 44,1-3. Słowa o tym, że sam Wszechmocny Bóg, mój cudowny Ojciec wspomaga mnie, były w tamtym czasie jak ożywcze tchnienie. Uchwyciłam się tej obietnicy i trwałam w modlitwie i czytaniu Słowa na temat uzdrowienia. Ewangelie przepełnione są przykładami o cudownych uzdrowieniach, prawdziwych cudach i znakach. Słowo z Listu do Hebrajczyków 13,8 mówi ,,Jezus Chrystus wczoraj i dziś ten sam na wieki”, co Duch Święty przypominał mi nieustannie. A słowo z Listu Św. Pawła do Rzymian 9,6 ,, Ale nie jest tak, jakoby miało zawieść Słowo Boże" zapadło głęboko w moim sercu. Chwała Bogu za Listy! To jest takie cudowne, że całe Słowo Boże jest natchnione przez Ducha Świętego. Modliłam się nadal i chociaż nie czułam się wcale lepiej, wiedziałam, że nie na uczuciach mam |
budować moją wiarę i ufność do Jezusa. Zaczęłam jeszcze więcej i bardziej wyznawać w wierze (taką jaką miałam) słowo z Księgi Izajasza 53,4-5 ,,JEGO RANAMI JESTEŚMY ULECZENI.” Jesteśmy, a nie będziemy. To jest Boża obietnica dla każdego, kto wierzy. Obietnicę wypełnia osoba, która obiecuje, do nas należy zaufanie i cierpliwość w wypełnienie bez względu na to co widzimy. Tak więc zaczęłam czekać na wypełnienie obietnicy dotyczącej mojego zdrowia. Pewnego wieczoru zatelefonowała do mnie bratowa męża, która jest lekarzem i zaproponowała serię poważnych badań w szpitalu. Postanowiłam pojechać.Wiedziałam jednak, że jadę tam tylko po to, aby Chrystus był uwielbiony i wyjadę stamtąd z tarczą, a nie na tarczy. To nie było łatwe: miałam tachycardię (podwyższone tętno), schudłam 9kg. Na macicy posiadałam 2 duże mięśniaki i włókniaka, dodatkowo hemoroidy i nadżerkę na przełyku. Przepraszam Was za szczegółowy opis, ale to ważne. Wzięłam ze sobą Biblię, kilka książek i oczywiście wiarę w Boże uzdrowienie w sercu. Przyszedł czas na pierwsze badanie ginekologiczne i pan doktor poinformował mnie, że w macicy niczego nie ma i swoją wypowiedź medyczną zakończył jednym zdaniem ,,Proszę Pani cuda się zdarzają.” Serce chciało mi wyskoczyć z piersi, z radości oczywiście. Następnego dnia czekały mnie dwa ważne i trudne badania: gastroskopia i kolonoskopia bez znieczulenia. Badania nie były łatwe, ale |
Pan był ze mną. Lekarz po badaniach poinformował mnie, że wszystko jest w porządku a po nadżerce na przełyku i hemoroidach nie ma śladu. Chwała Bogu !!! Wiedziałam, że Bóg jest wierny. Wypełnił swoją obietnicę. Poza tym znaleziono przyczynę podwyższonego tętna (obniżony poziom żelaza we krwi spowodowany obfitymi miesiączkami). Wierzę że Pan wypełni obietnicę też w tej kwestii. Można Mu ufać, jest bardzo dobry, kocha nas i chce dla nas jak najlepiej. Jest żywym Bogiem, jest Osobą, która rozumie nas, zna jak nikt inny. Swoją krwią wykupił nas spod przekleństwa zakonu, którym była również choroba. To jest niezwykły zaszczyt i przywilej, że mogę być Jego dzieckiem. Mogę spotykać się z Nim o każdej porze i w każdym miejscu. Mogę kochać Go, uwielbiać! - Kasia ![]() |
||||||
![]() |
||||||||
Finanse w życiu
chrześcijanina - wyzwania i oczekiwania |
||||||||
Patrząc powierzchownie na współczesny świat, moglibyśmy scharakteryzować go jednym stwierdzeniem: wszystko kręci się wokół pieniędzy. Może jest to duże uogólnienie, niemniej jednak już od wczesnego dzieciństwa słyszymy od rodziców, że mamy się uczyć, bo inaczej nie znajdziemy dobrej pracy, w domyśle dobrze płatnej. Już siedmiolatki zazdroszczą sobie choćby różnych modeli komórek, zamiast cieszyć się z faktu, że w ogóle w tym wieku posiadają telefon. Wstydzą się lub zamartwiają, że ich typ nie ma najlepszego aparatu czy odtwarzacza mp3. W szkołach dzieci gorzej ubrane, czyli nie w najmodniejszych ciuchach z najnowszej kolekcji, są często dyskryminowane i wyśmiewane. Podobnych przykładów, również z życia dorosłych ludzi, można by wymieniać jeszcze bardzo wiele. Na szczęście są też pozytywne aspekty związane ze sferą finansową. W każdym razie nikt nie zaprzeczy, że pieniądze stanowią ważny element naszego |
funkcjonowania w społeczeństwie. Z tego też powodu jest to istotne zagadnienie również w życiu chrześcijanina. Niestety jeśli chodzi o powodzenie finansowe, to kwestia ta budzi liczne kontrowersje i jest przyczyną rozłamów w Kościele. Wszystko zaczyna się od podstawowego założenia, czy chrześcijaninie w ogóle powinni oczekiwać zaopatrzenia w sferze materialnej? Niektórzy twierdzą, że nie. Przecież nie przystoi nam, naśladowcom Jezusa, być zamożnymi ludźmi. Żyjąc w ubóstwie i skromności powinniśmy okazywać pokorę wobec Boga. Jednak taki sposób myślenia prowadzi do umartwienia. Umartwiając się czynimy z naszego życia pewnego rodzaju ofiarę, a przecież ostateczną i pełnowymiarową ofiarę poniósł za nas Jezus na krzyżu. Jeśli naprawdę w to wierzymy, nie musimy wszystkiego sobie odmawiać i żyć o przysłowiowym chlebie i wodzie. Przeglądając karty Starego i Nowego Testamentu trudno nam będzie znaleźć |
mężów Bożych żyjących w ubóstwie. Wręcz przeciwnie, wielu z nich było bardzo zamożnymi ludźmi, jak choćby Abraham czy Hiob. Również apostołowie byli zaopatrywani we wszystko, czego potrzebowali. Na tych przykładach widać wyraźnie, że Bóg nie ma nic przeciwko bogactwu i dobrobytowi. Jako kochający Ojciec zaopatruje swoje dzieci w powodzenie we wszelkich dziedzinach. Oznacza to, że nie musimy mieć wyrzutów sumienia z powodu zakupu telewizora LED, czy Mercedesa. Samo posiadanie wartościowych rzeczy nie jest niczym złym. Jak mówi Apostoł Paweł w Liście do Tymoteusza (6,10), "korzeniem wszelkiego zła jest miłość pieniędzy", nie pieniądze same w sobie. Dobrobyt nie musi być więc zły, jeżeli nie wynika z chciwości. Bardzo istotne jest aby umieć rozgraniczać te pojęcia. Wielu ludzi reaguje alergicznie słysząc, że jakiś kościół jest z nurtu "prosperity" (czyli naucza o powodzeniu finansowym) gdyż uważają, że zależy im tylko na pieniądzach. I w tym miejscu należało by |
||||||
się zatrzymać i omówić pewne kwestie. Czy pieniądze są złe? Czy jest coś złego w tym, że chcę lepiej zarabiać? Wszystko zależy od tego na co te pieniądze zamierzamy przeznaczać. Samo posiadanie pieniędzy nie może być złe, gdyż każdy z nas potrzebuje ich aby żyć. A dlaczego chcę mieć ich coraz więcej? To jest najważniejsze pytanie. Każdemu chrześcijaninowi od momentu nawrócenia, powinien przyświecać jeden, główny cel – przyprowadzić do Jezusa jak największą liczbę ludzi. Jak to osiągnąć? Niewątpliwie studiując Biblię i dbając o własny wzrost duchowy, aby móc właściwie nauczać. Do tego trzeba jednak posiadać wystarczające zasoby finansowe. Każdy z nas pełni w ciele Chrystusa inną funkcję, dlatego gdy jeden będzie w tym miejscu myśleć o kwocie np. trzy tysiące, drugi może potrzebować nawet trzy miliony. Czy to oznacza, że ten drugi jest zachłanny? Wcale nie. Powodem, dla którego Bóg obdarza nas powodzeniem jest to, abyśmy |
![]() |
wykorzystywali je wspierając działa Boże, wykonując tym samym wolę Pana. Jeśli ktoś ma słabo płatną pracę i ledwo starcza mu na wyżywienie rodziny, albo musi spędzać w pracy większość dnia, to jak ma znaleźć czas na głoszenie Ewangelii? Albo jak głosić ją wszelkiemu stworzeniu na całej ziemi, kiedy nie stać nas na bilet lotniczy? Posiadanie odpowiedniej ilości pieniędzy jest gwarantem tego, że będziemy w stanie właściwie wypełniać wolę Bożą. Niektóre organizacje potrzebują dużych sum, bo wysyłają misjonarzy na cały świat i muszą im zapewnić odpowiednie warunki bytowe oraz pokryć wszystkie konieczne koszty. Wydają miesięcznie spore kwoty, ale dzięki temu ludzie się nawracają i zyskują życie wieczne, a przecież każdy człowiek jest bezcenny! Ktoś inny chciałby na przykład docierać do ludzi pisząc opowiadania lub inne teksty prozatorskie. Nie potrzebuje do tego od razu milionów, ale chociaż sprawnego laptopa. Boże powodzenie nie oznacza, że każdy z nas |
||||||
![]() |
||||||||
będzie bogaty i będzie miał sześć zer na koncie. Bóg zapewnia nam godne życie i odpowiednie warunki do wykorzystania naszych talentów w swoim wielkim dziele. Jeżeli ktoś pragnie pieniędzy tylko dla siebie, koncentrując się na pomnażaniu własnych dóbr, to trudno nazwać takiego człowieka mężem bożym. Kolejnym istotnym zagadnieniem jest to, jak zapewnić sobie Boże powodzenie. Przyglądając się niektórym życiorysom wyraźnie widać, że wielu ludzi pobłądziło starając się znaleźć właściwy schemat postępowania. Ten postąpił tak i tak, otrzymał to i to. Kiedy więc ja zrobię podobnie, to też mi się uda. Taki sposób myślenia jest bardzo niebezpieczny. Nie ma uniwersalnych metod przyjmowania powodzenia. Może to rodzić rytuały, a później religię. Zresztą dla każdego z nas powodzenie oznacza coś innego. Dlatego nie starajmy się na siłę szukać sposobów na zapewnienie sobie Bożego powodzenia. Pan sam powiedział, że nam błogosławi, gdy postępujemy zgodnie z Jego słowem, jak napisano choćby w Księdze Izajasza 1,19: Jeżeli zechcecie być posłuszni, z dóbr ziemi |
będziecie spożywać lub w Ewangelii Mateusza 6,33: Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane. Czytajmy zatem Boże słowo, wypełniajmy Jego wolę, głośmy Ewangelię, wykonujmy sumiennie nasze obowiązki, a Pan z pewnością się o nas zatroszczy. Ostatnią rzeczą, przy której należałoby się zatrzymać, jest werset 38 z szóstego rozdziału Ewangelii Łukasza: Dawajcie, a będzie wam dane. Są różne nauki związane z tym fragmentem i ogólnie z koncepcją dawania. Niektóre z nich głoszą, że otrzymasz stokroć tego, co dasz. Nie można traktować tego dosłownie, gdyż z matematycznego punktu widzenia każdy z nas powinien być już miliarderem. Spójrzmy na ten oto przykład: 1 zł x 100 = 100 zł zwrotu, 100 zł x 100 = 10 000 zł zwrotu, 10 000 x 100 = 1 000 000 zł zwrotu itd. Jednak nie o to chodzi. Problem wielu ludzi polega na tym, że dają, bo chcą otrzymać. Każdy chrześcijanin powinien dawać, ponieważ kocha Pana. Inaczej może doprowadzić go to do rozczarowania oraz |
frustracji. Jeśli daje tylko po to, by otrzymać, to nie robi tego z ochotą i szybko może zacząć wypominać sobie, że można było wykorzystać te pieniądze w inny sposób. Poza tym z niecierpliwością oczekuje na swoją "wypłatę" i denerwuje się kiedy nie przychodzi. Natomiast kiedy ofiarowuje się swój czas i finanse z miłości do Boga, sprawia to prawdziwą radość. Nie oczekuje niczego w zamian, ponieważ Słowo Boże mówi wyraźnie, że Pan zaopatruje nas w to, co trzeba. Dlatego też ważne jest, aby uświadomić sobie, czy robi się to dla Pana, wspierając jakąś instytucję charytatywną czy chociażby swój lokalny kościół. Nimi administracyjnie kierują ludzie, a każdy z nich może nas zawieść i w konsekwencji zniechęcić do ofiarowywania pieniędzy na Boże dzieła. Pan nigdy nie zawodzi i zawsze będzie nas kochać. Pamiętajmy więc, że cokolwiek robimy, to robimy to dla Niego. A nawet gdybyśmy nigdy nie ofiarowali nikomu ani złotówki, Jego miłość do nas nie zmaleje ani o drobinę. Ponieważ dawać powinniśmy zupełnie dobrowolnie i bez żadnego przymusu. |
||||||
![]() |
||||||||
Czy można być dobrym człowiekiem? |
||||||||
Bardzo popularnym w dzisiejszym świecie poglądem jest to, że nie ważne w co się wierzy, byle być dobrym człowiekiem. To natomiast powinno wystarczyć, żeby dostać się do Nieba albo czyśćca, jeśli czeka nas oczywiście coś po śmierci. Osoby takie nie wierzą najczęściej w istnienie szatana, nie są też przekonane do biblijnego Boga. Wyznają natomiast istnienie absolutu, jakiejś ponadnaturalnej siły, oraz bezosobowego dobra i zła. Jeśli mimo wszystko Biblia jest w Twoich oczach jakimś autorytem, warto posłuchać co mówi na ten temat Jezus. W Ewangelii Marka 10,18 czytamy: "Czemu nazywasz mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko jeden Bóg". Wypowiedziane przez Jezusa słowa powinny niejednego skłonić do refleksji. Warto zajrzeć w tym miejscu w głąb własnego serca. Co to znaczy być dobrym? Czy jest gdzieś zapisana definicja co to oznacza? Biblia w innym miejscu mówi, że każdy człowiek zgrzeszył, a konsekwencją grzechu jest śmierć. W obliczu tych słów nikt nie powinien uważać się za dobrego człowieka. Bo czy dobry człowiek miałby spodziewać się kary? Niebardzo, tymczasem każdy z nas przekroczył kiedyś któreś z X Przykazań, a zatem według Biblii, nie może liczyć na Niebo. Na szczęście, jest dla wszystkich dobra |
nowina. "W tym objawiła się miłość Boga do nas, iż Syna swego jednorodzonego posłał Bóg na świat, abyśmy przezeń żyli." [1 List Jana 4,9] Aby odnieść to do własnego życia, trzeba odpowiedzieć sobie wpierw na pytanie, czy wierzę w Jezusa Chrystusa, który oddał swoje ciało, przelał swoją krew i umarł na krzyżu również za mnie, biorąc na siebie całą należną karę za mój grzech? Gdyby bycie "dobrym człowiekiem" było uczciwie mówiąc w ogóle możliwe i w pełni wystarczalne, to po co na świat miałby przychodzić Syn Boży? Jego pobyt na ziemii sprowadzilibyśmy wtedy jedynie do 3 lat służby nauczania oraz do uczynionych cudów. Ktoś powie może "aż", ale chodziło przecież o coś znacznie więcej! Gdyby uznać, że ludzie sami potrafią o siebie najlepiej zadbać, dobrzy idą do Nieba, a ci z wyboru źli do piekła, pobyt Jezusa na ziemi i Jego śmierć na krzyżu straciłyby sens. Myśląc w ten sposób, nie trudno oskarżać wciąż Żydów o zabicie Mesjasza oraz zatrzymać się na aspekcie umartwienia i cierpienia, zamiast przyjąć chwałę płynącą ze Zmartwychwstania. Jezus przyszedł na ziemię będąc w 100% Bogiem i w 100% człowiekiem. Był taki jak my i doświadczył wszystkiego poza grzechem. Śmierć i zmartwychwstanie, jak przepowiadali prorocy, były Jego misją od momentu |
narodzin. Wszystko po to, aby wybawić od grzechu wszystkich ludzi, aż do skończenia świata. Za darmo, z bezwarunkowej miłości i z łaski. Bez względu na osobę. Bóg dał nam zbawiene jedynie i aż - PRZEZ WIARĘ. Jak mówi Pismo Święte "Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz". [List do Rzymian 10,9] Nie przez zasługi, nie z powodu religijnego życia, nie dlatego, że nikogo nie zabiliśmy ani nie okradliśmy. Nie za sprawą chodzenia co niedzielę do kościoła, uczestnictwa w pielgrzymkach, nabożeństwach i innych spotkaniach. Drogą do Boga nie są też jak się okazuje dobre uczynki. Nie, żeby ich nie czynić!! Bogu chodzi jednak bardziej o motywację i postawę serca, o ustawienie spraw we właściwej hierarchi ważności. Dobre uczynki robione nie "na siłę", "bo tak trzeba",traktowane jako przepustka do Nieba, tylko takie, które wynikają z wiary i miłości do Pana. "Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; Nie z uczynków, aby się kto nie chlubił." [List do Efezjan 2,8-9] Takie właśnie jest przesłanie Ewangelii, która oznacza w tłumaczeniu z oryginału nie tyle dobrą, ale najwspanialszą nowinę, jakiej z niczyich ust wcześniej nie mogliśmy usłyszeć. |
||||||
![]() |
||||||||
Uzdrowienie z alergii - świadectwo Mikołaja |
||||||||
Mówi się, że nigdy nie wiadomo co może przynieść kolejny dzień. To prawda. Najczęściej nie oznacza to nic szczególnego, tylko małe, zwykłe problemy. Ale zdarza się, że w krótkim czasie zmienić się może całkiem czyjeś życie, a nawet bieg historii. Był 27 kwietnia 1986 roku, dzień z pozoru jak każdy inny. Słoneczne, niedzielne popołudnie zachęcało do dłuższego spaceru. Dla mnie oznaczało jedno – prośbę do rodziców, o pozwolenie mi na spędzenie czasu w ogródku, gdzie rozwijałem swoją ogrodniczą pasję. Mieszkaliśmy wprawdzie w mieście, ale za naszym blokiem rozlegały się już tylko łąki i pola. W bezpośrednim sąsiedztwie osiedla, głównie starsi mieszkańcy, powytyczali sobie „na dziko” działki, uprawiając tam warzywa i owoce dla własnych potrzeb. Jako dziewięciolatek byłem pośród nich wyjątkiem. Kiedy mój dziadek miał w tamtym czasie olbrzymie szklarnie, ja chciałem najwidoczniej iść w jego ślady. Doglądanie własnych pomidorów sprawiało mi wielką radość. Spędzając tamtego dnia beztrosko czas przy pieleniu grządek, nie mogłem wiedzieć o tym, że najlepiej byłoby nie wynurzać nosa z domu. |
![]() Poznań, 1986r. |
Nikt zresztą nic nie podejrzewał. Taki był system i taki kraj. W tym samym czasie, stacje pomiarowe wielu państw zachodniej Europy notowały gigantyczny wzrost promieniowania radioaktywnego, przekra-czającego normę nawet pięć tysięcy razy! Jako pierwsi podali to do wiadomości publicznej Skandynawowie, a w Polsce mogli się o tym dowiedzieć jedynie słuchacze zakazanego i zagłuszanego przez partię radia Wolna Europa. Komunikaty mówiły o przemieszczającej się znad terytorium ZSRR chmurze zabójczych pierwiastków jodu 131 i cezu, sugerujących awarię reaktora elektrowni jądrowej. Nikt nie wiedział jednak, że chodziło konkretnie o Czarnobyl. Kiedy czas był na wagę złota i można było jeszcze jakoś chronić się przed promieniowaniem, na oficjalną reakcję naszego rządu trzeba było czekać niemalże dwie doby. Stąd decyzja o podaniu dzieciom „płynu lugola” choć słuszna, była mocno spóźniona. Najbardziej narażone były narządy tarczycy u dzieci i mogły one zdążyć radioaktywny pierwiastek już wchłonąć. Moskwa wydała rzetelny komunikat o Czarnobylu dopiero kilka dni po zdarzeniu, zatajając przy tym |
||||||
i tak prawdę o skali skażenia, ofiarach i przeprowadzonych ewakuacjach setek tysięcy ludzi, między innymi z miasta Prypeć. Wracając do mojej osobistej historii, jeszcze latem tego samego roku, niespodziewanie pojawiła się u mnie astma oskrzelowa i alergia. Lekarze prowadzący później moje leczenie, wskazywali na możliwą zależność choroby właśnie od Czarnobyla. Do dziś nie ma na to dowodów, a naukowcy spierają się w ogóle co do wpływu katastrofy na ludzkie zdrowie. Kiedy jedni wykazują wielokrotną zachorowalność np. na raka tarczycy w niektórych obszarach dotkniętych skażeniem, inni kompletnie bagatelizują skutki czarnobylskiej katastrofy. Bez względu na to, kto i jakie ma dziś argumenty, w 1986 roku zachorowałem i stało się to nagle. Diagnoza lekarska była dużym zaskoczeniem – astma oskrzelowa przyszła znienacka, właściwie „znikąd”, ponieważ w rodzinie nikt wcześniej na nią nie chorował. Przez krótki okres czasu moje życie całkowicie się odmieniło i dla mnie, jako małego chłopca nie miało to w ogóle znaczenia, czy stał za tym Czarnobyl, czy |
nie.Jedyne czego chciałem, to żeby znów być zdrowy. Było to jednak tylko marzenie i pozostało nim na wiele lat. Rzeczywistość, w jakiej przyszło mi żyć, oznaczała częste wizyty w szpitalu, przyjmowanie serii leków, zastrzyków, czy wreszcie terapie odczulające. Mój stan jednak ani trochę się nie poprawiał. Przywykłem, że w okresie kwitnienia traw, drzew i zbóż, poza koniecznością pójścia do szkoły, lepiej było nigdzie się nie ruszać. Mam w pamięci jak żywy pewien obraz, kiedy wracam „awaryjnie” z placu zabaw do domu, kicham raz za razem, a łzy ciekną mi ciurkiem z oczu. Na przestrzeni od maja do lipca podobne sytuacje były normalnością i musiałem się z tym pogodzić. Przez całą resztę roku dokuczało mi uczulenie na kurz, sierść zwierząt i wiele innych spraw. W mojej karcie choroby znalazł się pewnego dnia bezduszny zapis: „ŚWINKA MORSKA, RYBY – ZLIKWIDOWAĆ!”. Rodzice bez dłuższego zastanowienia postąpili zgodnie z zaleceniem lekarki. Wywiesili na osiedlu ogłoszenia, a nowy właściciel gryzonia znalazł się od ręki. Jako 12-latek nie miałem dostatecznej siły przebicia i nic do gadania. |
![]() 1987r. |
||||||
![]() |
||||||||
Przez wiele lat prócz postępowania do przodu najpierw na ścieżce edukacji, później zawodowej, poza ciekawością świata i popełnieniu paru młodzieńczych błędów, nic wielkiego w moim życiu się nie działo. Aż nastał rok 2008. Przeżyłem wtedy nowe narodzenie, to znaczy uwierzyłem w Jezusa nie tyle jako postać historyczną, ale jako Syna Bożego, który umarł kokretnie za mnie, za moje grzechy. Ta przemiana w żaden sposób nie wiązała się z jakimś religijnym aktem, pielgrzymką, czy znanym od dziecka kościołem. We wcześniejszym życiu nie byłem bierny i próbowałem wszystkiego co znałem, czego mnie uczono. Mimo to stałem w miejscu. Tym razem stało się inaczej. Dosłownie od pierwszej chwili, zaczęły po kolei zmieniać się różne aspekty mojego życia. Porzuciłem wiele złych przyzwyczajeń, naprawie uległy sprawy osobiste, sfera uczuć, nadeszły przełomy w postaci prawdziwego przebaczenia innym, miłości do obcych ludzi, a także rozwiązania w życiu zawodowym i w finansach. Nie wierzyłem jednak z początku, że takiej samej odpowiedzi mogę spodziewać się w kwestii zdrowia. W tym temacie nie miałem nawet nadziei. Byłem pewien, że Bóg dopuszcza |
cierpienie w naszym ciele, ponieważ ma nas ono wzmacniać w wierze, byśmy byli w niej doskonalsi. Od dziecka karmiłem się historiami świętych, którzy umarli bardzo młodo, najczęściej na nieuleczalną chorobę. Dlatego z najlepszym chrześcijańskim wzorcem kojarzyłem raczej życie w klasztorze, na misji, w niedostatkach i cierpieniu. Szczerze mówiąc wizja ta była mi odległa, a nawet mnie przerażała. Nie widziałem się w takiej roli, choć swoje problemy zdrowotne traktowałem jako ofiarę, choć skromną, to miłą Bogu. Było to w moim odczuciu niesienie swojego krzyża. Myślałem, że tego właśnie Bóg od nas oczekuje, ponieważ nie miałem szansy, aby ktoś naświetlił mi wcześniej tą sprawę w inny sposób. Wszystko zmieniło się wtedy, kiedy zacząłem czytać Biblię. List do Rzymian 10,17 mówi, że „Wiara jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe”. Wcześniej wierzyłem w to, co mówili wokół inni ludzie, co słyszałem na filmach i czytałem w książkach. Dopiero później odkryłem, co mówi na ten temat Pismo Święte. Poznając Nowy Testament dowiedziałem się, że Bóg tak samo zainteresowany jest naszym uzdrowieniem |
i wszelkim powodzeniem dopóki żyjemy na Ziemi, co zbawieniem i życiem wiecznym w Niebie. Mnóstwo fragmentów Słowa potwierdziło mi, że Jezus uzdrawiał zawsze i wszystkich. Nie ma od tej reguły wyjątku. Ludzie byli uwalniani z wszelkich fizycznych dolegliwości. Czytamy, że „obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o Królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu.” (Mateusza 4,23) „Aby się spełniło, co przepowiedziano przez Izajasza proroka, mówiącego: On niemoce nasze wziął na siebie i choroby nasze poniósł.” (Mateusza 8,17). Dowiadujemy się o wskrzeszeniach z martwych, odzyskiwaniu wzroku, o chromych, którzy zaczynali chodzić i o wielu innych, niezwykłych cudach uzdrowieńczych. Można by pochopnie pomyśleć , że działo się to przecież 2000 lat temu, a poza tym stał za tym Jezus, jak zatem odnosi się to wszystko do nas, zwykłych ludzi, dzisiaj? Tę sprawę również dość dokładnie opisuje Biblia. Jezus dał swoim naśladowcom tą samą moc czynienia cudów, jaką sam dysponował. Ewangelia Marka kończy się wytycznymi DLA WSZYSTKICH wierzących: |
||||||
![]() 2009r. |
„A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli: w imieniu moim demony wyganiać będą, nowymi językami mówić będą, węże brać będą, a choćby coś trującego wypili, nie zaszkodzi im. Na chorych ręce kłaść będą, a ci wyzdrowieją.” (16:17-18). W Ewangelii Jana czytamy zaś: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, a nawet większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca.” (14:12) Przełom nastąpił dopiero w 2011 roku, czyli 3 lata po nawróceniu i 22 lata od czasu rozpoczęcia się choroby. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zapas chusteczek higienicznych i leków był mi w maju całkiem zbędny. Nagle uświadomiłem sobie, że nie mam kataru i było to naprawdę niezwykłe uczucie. Czy ja umiem żyć bez „mojej” choroby, która towarzyszyła mi właściwie przez całe życie? – pomyślałem z uśmiechem. Teraz, gdy piszę moje świadectwo, mija właśnie kolejny sezon, kiedy jestem wolny od skutków pylenia roślin! Co takiego się wydarzyło, w konsekwencji czego doświadczyłem tak nagłej odmiany stanu zdrowia? Z pewnością nie pomoże tu szukanie odpowiedzi u lekarzy i wśród konwencjonalnych metod leczenia. Nie stały za tym również leki homeopatyczne, ani jakiekolwiek inne terapie. Zaufałem Jezusowi, zgodnie ze Słowem, że umarł i |
Polecam też książkę "Bóg ciągle uzdrawia" Leszek Korzeniecki i Iza Jachimiak |
||||||
![]() |
Polska rzeczywistość - religia nieświadomości | ||||||||
Każdy chcąc nie chcąc zatopiony jest w świecie pełnym koscielnych tradycji, zwyczajów, sakramentów i świąt. Wszystko zaczyna się od chrztu, w trakcie którego wszystko dzieje się niezależnie od woli noworodka. To rodzice wyznają swoją wiarę i podejmują decyzję. Obrzęd dotyczy więc nie tyle dziecka, ale ich samych. Czas szybko mija i niedługo później przychodzi czas na Pierwszą Komunię. Dziecko ma już 8 lat, ale sytuacja nie różni się wiele od wspomnianej wcześniej. Młody człowiek uczy się dopiero pisać, nie zna jeszcze historii, nie potrafi samodzielnie myśleć, a w ślad za tym, nie potrafi absolutnie podejmować za siebie decyzji. Obok pierwszych kroków w szkole, wiele czasu zajmuje mu beztroskie spędzanie czasu na zabawie. Dziewczynki skaczą w gumę, chłopcy bawią się klockami... Czy w tym wieku można świadomie wybrać Chrystusa? Nie trzeba chyba długo szukać odpowiedzi na to pytanie. W opozycji do tak |
ważnej z punktu widzenia Biblii decyzji, stoi też cała otoczka wyprawianej ceremonii, prześcigającej się w formie: sukienki, garniturki i bezmyślnie drogie prezenty. A gdzie są w tym wszystkim rodzice tych dzieci? Osobiście przeraża mnie to, że z reguły o wszystkim wiedzą, mówiąc, że cała ta uroczystość, dla dziecka w takim wieku nie ma sensu. Nic jednak z tym nie robią. Czy następny etap przynosi zmiany? Przyjrzyjmy się. Kolejną ceremonią kościelną jest bierzmowanie, przyjmowane w wieku 15-16 lat. Zdarza się, że osiąga ktoś wówczas próg minimalnej dojrzałości, choć nie oszukujmy się - stanowi to niezwykłą rzadkość. Na pytanie zadane przez moją żonę gimnazjalistom, o co w tym sakramencie chodzi, większość potrafi wymienić wybór drugiego imienia i związanego z tym patrona. Poza tym słychać opinie, że "bierzmowanie lepiej mieć, żeby nie było kiedyś problemu ze ślubem". Prócz znajomości kilku modlitw na pamięć, trudno szukać u młodzieży większej wiedzy na |
Wszystkiemu temu trudno się wielce dziwić, skoro Bóg jest ludziom na co dzień obcy, a wszystko co wiąże się z kościołem, z pokolenia na pokolenie, dzieje się najczęściej w imię tradycji. |
||||||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|||||
"Niewygodne fakty" - czyli czarna karta w historii kościoła | ||||||||
![]() "Synod Trupi" 897r. |
Czytam kolejną kartę postanowień Soborów Kościoła (wyd. katolickie "WAM") i znów mam ochotę rzucić książkę w kąt. Historia kościoła kryje w sobie wiele treści, zupełnie obcej przeciętnemu człowiekowi. Mrowie dogmatów, które kala dziś proste przesłanie Ewangelii z czasów Apostolskich, urosło na podłożu głupoty, pychy i "papieskiej nieomylności", i jest lekko mówiąc niezgodne z nauczaniem Pisma Świętego. Tradycja Kościoła, liczona od momentu zakończenia prześladowań chrześcijan w 313r. do dnia dzisiejszego, przeczy Tradycji Apostolskiej, a tak zdecydowanie być nie powinno. Bieg chrześcijaństwa można przyrównać do rzeki, która krystaliczna jest u źródeł, a nie nadająca się do picia, wręcz trująca przy ujściu do morza. Czy wiesz, że Wyprawy Krzyżowe zabiły "w imię Jezusa" podobny procent populacji, co w XX wieku unicestwił holokaust? Od parudziesięciu lat jest na to określenie - |
"ludobójstwo". Z lekcji historii powinien zostać ci w pamięci fakt wysłania przez rzymskiego biskupa krucjaty dziecięcej, skazanej od samego początku na niepowodzenie i pewną śmierć wszystkich jej uczestników. Gdyby wydarzenia te działy się w XX wieku, odpowiedzialni za nie ludzie byliby sądzeni o zbrodnie przeciw ludzkości i straceni. Tymczasem autorzy tych podłości, na długo pozostaną żywi, za sprawą doktryn i dogmatów, jakie wprowadzali jednocześnie w Kościele i które obowiązują do dnia dzisiejszego. Historia mówi o wielu przypadkach okrucieństwa i niemoralności wśród papieży. Największe zgorszenie sieje tzw. "synod trupi". Trudno więc szukać uzasadnienia tzw. "sukcesji apostolskiej", czyli rzekomego przekazywania insygniów kościelnej władzy od św. Piotra po dzień dzisiejszy, nawet w znaczeniu ciągłości fizycznej. A co dopiero w tym ważniejszym wymiarze, a mianowicie |
||||||
ciągłości (niezmienności) nauczania. Czasy ciemności w Kościele nie wiążą się jedynie z epoką średniowiecza. Wystarczy wspomnieć teorię heliocentryczną, obalaną przez Kościół Katolicki jako zagrożenie dla wiary aż do XX wieku! Wydana w 1530r. książka M. Kopernika "O obrotach ciał niebieskich" znalazła się w indeksie ksiąg zakazanych i była oficjalnie niezgodna z nauką katolicką przez ponad 400 lat. Do teraz bardzo kontrowersyjny jest proces Galileusza w 1633r., w wyniku którego, (wg oficjalnej wersji) został on zmuszony do wyrzeczenia się herezji heliocentrycznej i skazany przez "Święte Oficjum" na kilkuletni areszt. Dla utrzymania wyższości nad pospulstwem, wykształceni byli zwykle jedynie księża. Każdy kto zdołał wykształcić się poza Kościołem, stanowił potencjalne zagrożenie. Zdobyta wiedza, dziwna w oczach innych, |
mogła okazać się uprawianiem czarów, a stamtąd wiodła już krótka droga na stos... Kościół Apostolski z biegiem lat zmieniał się i zmieniał, aż przyjął formę znaną nam dzisiaj. Zamiast budować Kościół z ludzi szczerze pragnących Boga, oddanych Mu każdego dnia, zamiast głosić dobrą nowinę o Jezusie, który odebrał za nas całą należną karę za grzechy, zamiast głosić Boga, który jest Miłością, który zaopatruje, który uzdrawia - jak mówi Pismo Święte, wznosi się zimne mury, próbując ograniczyć do nich Bożą obecność. Ale złote ołtarze, kielichy, kadzidła, monstrancje, jak i czerwona lampka na ołtarzu, są jedynie substytutem, próbującym przedstawić Boga zimnego, odległego, surowego, wymagającego, którego oczekiwaniom nie sposób sprostać. Regułki, terminy, chodzenie do spowiedzi przynajmniej raz w roku i przyjęcie od czasu |
do czasu opłatka, to nie komunia w rozumieniu jedności Ciała - Kościoła, jaki 2000 lat temu powołał Jezus. Strach myśleć o tym, co przyniesie przyszłość. Niedawno powstał np. projekt wprowadzenia V dogamtu maryjnego, mówiącego o roli "współodkupicielki" Marii na równi z Jezusem... Teoria zyskuje w Kościele coraz większe poparcie. Skąd biorą się takie pomysły? Jak można mieć przed Bogiem odwagę, na głoszenie tak przewrotnych, ubliżających Mu nauk? Wiem z autopsji, że początkowo trudno jest przyjąć tak sporą dawkę informacji i uwierzyć, jak doprawdy źle się w Kościele działo. Jak się jednak przekonasz, do tego akurat nie potrzeba wiary. Wszystko to bowiem zapisane jest czarno na białym, na kartach historii. |
||||||
![]() |
||||||||
O bezmyślnym kultywowaniu tradycji | ||||||||
Podobnie, jak bardziej rozsądne jest picie wody ze źródła rzeki, niż z jej ujścia do morza, pewniej jest pokładać ufność w Biblii, aniżeli w powstałej na jej motywach religii. Każdy z nas ma prawo przyjąć i zastosować w życiu jedynie to, co 2000 lat temu przykazał Jezus Chrystus. W Ewangelii Marka 13:31 czytamy, że "Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą". Mamy gwarancję, że nauka zawarta w Nowym Testamencie jest stale aktualna. Innymi słowy, możemy trzymać się tylko tego, co jest tam powiedziane, pomijając wszystko to, co zostało dodane po dzień dzisiejszy. Do zrozumienia nauki Jezusa i przyjęcia Jego ofiary dla swojego życia, nie jest nam potrzebna żadna instytucja. Najlepszymi, najbardziej kompetentnymi i w pełni wystarczalnymi interpretatorami Ewangelii, pozostaną na zawsze pierwsi Apostołowie. Ich wskazówki dla powstającego Kościoła (w sensie wspólnoty wierzących), możemy przeczytać w Dziejach Apostolskich i 21 Listach. |
Wykonujemy często różne czynności i przestrzegamy obyczajów tylko dlatego, bo w dzieciństwie powiedziano nam, że tak należy postępować. Nie opieramy się temu, gdyż tak robią wszyscy, a na świecie normę wyznacza większość. Na pytanie czy tradycję warto bezmyślnie kultywować, próbuje odpowiedzieć poniższa, humorystyczna historia. "Podczas świątecznej krzątaniny w kuchni, dziewczynka patrzyła jak przyrządza się indyka. Kiedy na ostatnim etapie pracy mama przecięła mięso na pół, córka spytała dlaczego indyka nie piecze się w całości? Odpowiedź brzmiała, że tak trzeba, bo tak robiło się u niej w domu. To jedno zdanie mogłoby zamknąć temat, jednak dociekliwy umysł dziecka nie dawał za wygraną. Dziewczynka postanowiła więc zapytać o to samo babcię. Ale i ona nie rozwiązała zagadki mówiąc podobnie, że jest to stary i sprawdzony przepis jej matki. Dziecko miało na szczęście możliwość podjęcia jeszcze |
jednej próby, gdyż w ich rodzinie żyła wciąż prababcia. Tym razem, wytłumaczenie zdawało się wszystko wyjaśniać. Staruszka odparła - Cóż mogę powiedzieć; miałam kiedyś dość mały piekarnik i cały indyk się w nim nie mieścił, dlatego przecinałam go na pół...”. „Ten lud czci mnie wargami, lecz sercem swym jest daleko ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi. Uchyliliście przykazania Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji”. [Ewangelia Marka 7,6-8] Jak wskazuje przytoczony wyżej fragment, Jezus piętnuje wykonywanie tradycji, w oderwaniu od szczerej wiary. Nowy Testament poświęca wiele miejsca złym owocom, jakie rodziło przedkładanie religijnych zwyczajów, ponad autentyczną, wewnętrzną, duchową relację z Bogiem. Wielokrotnie możemy dowiedzieć się o ludziach, którzy na zewnątrz wyglądali bardzo przykładnie, a jednocześnie nie |
||||||
oddawali jednak należnej czci i uwielbienia dla Boga, za czym stała prawda o ich zatwardziałych sercach. Bóg nie wymaga od nas czynienia rzeczy widzialnych dla oczu. Rzecz jasna nie przeszkadzają mu one, ale do czasu, kiedy nie stają się zamiennikiem lub substytutem wiary. Trzeba mieć świadomość, że zwyczaje religijne czynimy tylko dla siebie. Potwierdza to nauka głoszona przez Jezusa i jej interpretacja przez pierwszych jego uczniów. A któż mógł lepiej zrozumieć Boży zamysł niż oni? |
Pierwotne chrześcijaństwo nie tyle nie obchodziło znanych nam dzisiaj świąt, co odcinało się od wyznaczania jakichkolwiek szczególnych dat. Dla nich każdy jeden dzień był dobrą okazją żeby mówić o Bogu, obcować z Nim i cieszyć się Jego obecnością. Codzienne życie koncentrowało się wokół wspólnych spotkań, dzielenia się świadectwami Bożego działania i na modlitwie. Ważne było i nadal jest to, co niewidzialne ale prawdziwe, całkowite powierzenie się Chrystusowi. Gdyby jeszcze |
![]() |
||||||
![]() |
||||||||
![]() |
święta były naprawdę czasem szczerego uwielbienia Boga, w całości poświęcone jego Osobie, nie byłoby w nich przecież nic złego. Znamy tymczasem ich prawdziwe oblicze, jak ciężko pracujemy aby cały dom lśnił, aby choinka była najpiękniej przystrojona, a potrawy na stole starannie przyrządzone według najstarszych tradycji. Ale czy pomiędzy tym wszystkim, w przeciętnej polskiej rodzinie, znajdzie się czas na refleksję czego te święta w ogóle dotyczą? Angażujemy się osobiście przy stole w |
rozmowę na temat przyjścia na świat Jezusa? Powiedzenie "ale byliśmy w kościele" może nic nie znaczyć, kiedy w domu temat Boga jest delikatnie mówiąc niepożądany. Rozmowy nie zastąpią zaledwie symbole, w postaci opłatka, jemioły, sianka i szopki. Nie tłumaczmy się również wiekiem dzieci, którym święta wiążą się przede wszystkim z prezentami, św. Mikołajem, zwanym też gwiazdorem lub aniołkiem. Takie stawianie sprawy jest hipokryzją, skoro wysyłając swe pociechy do I Komunii |
||||||
uważaliśmy je widocznie za dostatecznie dojrzałe w wierze. Wreszcie Wielkanoc, gałązki bazi, wiosenne kolory i zające! Właśnie, czy ktoś zadał sobie pytanie, skąd wzięły się te zające??! Wielką Sobotę rozpoczyna masowy marsz do "święconki". Czy poza wypełnianiem tradycji ktokolwiek wie, dlaczego kropi się różne potrawy? Podobno święcone lepiej smakuje. Zdaje się więc, że i tym razem jesteśmy świadkami przerostu formy nad treścią, a nieraz wręcz kompletnym brakiem treści. |
Zmiany zaczęły się dziać od momentu uczynienia chrześcijaństwa religią państwową Cesarstwa Rzymskiego, w IV wieku. Konwersja politeizmu i pogaństwa do chrześcijaństwa, pociągnęła za sobą m.in. adaptację już wcześniej istniejących tam świąt. Przypadające na 25 grudnia święto "Sol Invictus" (niezwyciężonego słońca) przekształcono w Boże Narodzenie. Znany nam zwyczaj ofiarowywania sobie prezentów w tym czasie, istniał już na długo przed naszą erą! Trochę na siłę ustalono też termin |
![]() Jan Paweł II w szopce w Zakopanem... |
||||||
obchodzenia Wielkanocy, co było absolutnie umowne i podobnie jak w przypadku Bożego Narodzenia, nie ma oparcia w Biblii (hipoteza zbudowana na hipotezie). Z Nowego Testamentu dowiadujemy się o fakcie narodzin Jezusa oraz o Jego Zmartwychwstaniu, ale nie znajdujemy dat tych wydarzeń. A skoro wierzymy, że Nowy Testament zawiera wszystko to, co Bóg uznał za stosowne i wystarczające by nam przekazać, to znaczy, że konkretne terminy narodzin i ukrzyżowania Jezusa nie powinny mieć dla nas znaczenia. Fakty te mają wielką wagę same w sobie i nie odnoszą się do tego, by czynić świętem jakieś dwa dni w roku, ale mobilizują do podporządkowania im całego życia. W wyniku przemian politycznych, wojen i przyłączania nowych terenów do państw chrześcijańskich, |
Kościół zyskiwał nie tylko nowych wiernych, ale wchłaniał z nimi często ich tradycje, co potwierdzają nawet teolodzy katoliccy. Dzięki temu transformacja z jednej wiary do drugiej, następowała bezboleśnie. Ludzie w dalszym ciągu czcili swoje "bóstwo" lub obchodzili dotychczasowe święto, tyle że już z nową nazwą. Tym sposobem nie dość, że powróciła do racji bytu starożytna, przedchrześcijańska obrzędowość, to z biegiem czasu stawała się ona coraz ważniejsza, by w dzisiejszych czasach osiągnąć absolutne apogeum. Mijały pokolenia, epoki, a kolejne tradycje powstawały na gruncie poprzednich. Do obchodów Wielkanocy włączono np. starosłowiańskie, pogańskie „Jare święto”... |
a z nim święcone jajka, potrawy, malowanie pisanek. Śmigus – to pierwotnie uderzanie się gałązkami baziowymi, znane obecnie pod hasłem „Boże rany”, później dyngus – oblewanie się „świętą wodą" dla wygonienia złych duchów, dziś znane wszystkim święcenie potraw, czyli wspominana już "święconka". Obrastanie chrześcijaństwa ludową tradycją przyczyniało się do przerostu formy nad treścią i jednoczesnego, mimowolnego oddalenia się Kościoła od Ewangelii i nauki apostolskiej. Dlatego prawdziwe jest powiedzenie - Bóg nie ma wnuków, tylko dzieci. Nie można przekazać wiary poprzez tradycję. Każdy sam musi się określić, czy jest dzieckiem Boga, czy nie. |
||||||
![]() |
||||||||
Dlaczego na próżno oczekiwać globalnych przemian w Kościele? | ||||||||
Skoro historia kościoła i Biblia nie pozostawiają żadnych wątpliwości, kiedy i jakie popełniono błędy, wiele razy spotkałem się z pytaniem dlaczego nie mógł temu zaradzić żaden papież i wprowadzić stosownych zmian? Pamięć o Janie Pawle II, jako największym autorytecie duchowym w oczach większości Polaków, każe spytać dlaczego choćby właśnie on tego nie uczynił? Nadzieję mogło budzić to, że jako pierwszy i jedyny spośród "głów kościoła", przeprosił podczas uroczystości Milenijnych za popełnione przez Kościół Katolicki na przestrzeni wieków błędy. Szkoda, że do końca pontyfikatu za słowami nie poszły jakby można oczekiwać czyny, to znaczy odwołanie postanowień soborów, wprowadzonych wtedy, gdy w kościele źle się działo. Trudno darzyć zaufaniem tych, którzy z jednej strony łamali podstawowe chrześcijańskie zasady (kardynalne błędy takie jak śmiertelne wyroki św. Inkwizycji, wysyłanie wypraw krzyżowych m.in. nawet krucjaty dziecięcej!), a z drugiej strony wydawali zarządzenia. Przypomina to sytuację, kiedy ktoś z autorytetem zostałby słusznie osądzony i skazany za ciężkie zbrodnie, a ludzie na całym świecie w dalszym ciągu żyliby według jego zaleceń. Nic bardziej absurdalnego, taka sytuacja nigdy by się nie wydarzyła. Taki człowiek zdyskredytowałby się w oczach ludzi do tego stopnia, że nikt by o nim nie chciał więcej słyszeć. Załóżmy hipotetycznie, że któryś z |
papieży ogłosiłby zniesienie wielu obowiązujących dogmatów i innych zasad wynikających z tradycji. Weźmy np. wspomniane milenijne przemówienie, w którym Jan Paweł II powiedziałby prawdę jakie błędy Kościoła pokutują do dziś, np. że czyściec jest tylko hipotezą, a ofiary finansowe i intencje mszalne nie mogą nic zmienić. Ponieważ ludzie nie lubią czuć się oszukani i zwykle źle radzą sobie z negatywnymi emocjami, można by się spodziewać najgorszego - masowych apostazji, rozruchów, podpaleń budynków kościołów. Ogromny przewrót nie obyłby się zapewne bez ofiar. Można podejrzewać, że ![]() |
niejeden papież dobrze wiedział o nieprawidłowościach w Kościele oraz o sprzecznościach nauczania z Biblią, jako przecież jej znawca, czyż nie? A mimo to, najwidoczniej żaden z nich nie chciał mieć na swoich rękach krwi i umywał je od odpowiedzialności za miliony ludzi, ba, obecnie już miliard katolików na całym świecie. Gdyby nawet którykolwiek papież odważył się upublicznić prawdę, zapewne dla ratowania sytuacji błyskawicznie stwierdzono by u niego chorobę psychiczną, usunięto natychmiast z urzędu lub nawet otruto (jak miało to miejsce w historii nie raz). Trzeba pamiętać, że Watykan to państwo, machina, zarządzana przez szereg osób. Powiedzenie całej prawdy byłoby z jednej strony słuszne, bo bezkompromisowe. Jednak strach przed dużo gorszą w skutkach rewolucją aniżeli reformacja Lutra, daje zapewne ciche przyzwolenie w Kościele na trwanie w kłamstwie. Co zatem robić? Z pewnością nie ma sensu czekać na jakiś zdecydowany ruch Kościoła, ani próbować wprowadzać reform, co można by odnieść do próby zatrzymania rozpędzonego pociągu własnym ciałem. Zamiast tego warto zastanowić się nad swoim własnym życiem, rozważyć co jest w nim do zmiany i podjąć decyzję o nawróceniu, by dalej podążać już za Jezusem. Najwięcej pożytku przyniesie innym świadectwo Twojej przemiany oraz jej owoce. |
||||||
![]() |
||||||||
O dobrze pojętej jedności i ekumenii w Kościele | ||||||||
"Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, by świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś. I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy." Ewangelia Jana 17,20-22 mówi o Jedności. Czy mamy do niej jednak dążyć za wszelką cenę? Kiedy przyglądamy się naszej planecie, w zachwyt wprawia nas niesamowite bogactwo przyrody, zapierają dech w piersiach rozmaite formy geologiczne, wielkie akweny, flora i fauna. Niewątpliwie świat jest tak ciekawy dzięki swej różnorodności, w czym ma swój udział także człowiek. Gdy wzniesiemy wzrok ponad mapę polityczną świata, w kolorowej mozaice ludzkich ras zamiast podziałów, można dostrzec harmonię i piękno. Nie ulega wątpliwości, że wieloraka kultura regionów, będąca dziełem człowieka, jest obok przyrody równie cennym skarbem. Próba stworzenia jednej kultury byłaby błędem i raczej nie o to chodziło Jezusowi. Nie należy mylić ze sobą jedności i jednolitości. Jak wypełniać zatem słowa Jezusa? Jedności powinniśmy szukać niezależnie od swych zewnętrznych różnic. Ponieważ nie ma szans na odnalezienie wspólnego mianownika na |
gruncie fizycznym, powinniśmy szukać go na gruncie duchowym. Jedność możemy osiągnąć jedynie poprzez bazowanie na jednakowym i niepodważalnym CREDO wiary. "Credo" to stanowić może tylko Biblia, która przetrwała próbę czasu i pozostała w niemalże niezmienionej formie od ok. 300 roku, jak dokumentuje największe znalezisko - Kodeks Synajski. Jezusowi nie chodziło o jedność jakąkolwiek, tylko jedność w Nim, poprzez uczynienie Go skałą i fundamentem dla własnego życia. Cały Kościół, nie tylko Rzymsko-Katolicki, potrzebuje nowego narodzenia. Tylko w ten sposób może nawiązać się na nowo chociażby komunia Watykanu z Prawosławiem. Ich korzenie prowadzą bowiem do tego samego miejsca – do Jezusa. Tradycja religijna jest nieistotna, bo różna i podzielona. Nie może zatem być brana pod uwagę. Pod tym względem, jedni do drugich nie są w stanie się dopasować, ciągnąc spór, kto i z czego miałby zrezygnować. Tymczasem Jezus jest niepodzielny i bezkompromisowy. Jak mówi św. Paweł w 1 Liście do Koryntian 1,10-13 "A proszę was, bracia, w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, abyście wszyscy byli jednomyślni i aby nie było między wami rozłamów, lecz abyście byli zespoleni jednością myśli i jednością zdania. Albowiem |
wiadomo mi o was, bracia moi, od domowników Chloi, że wynikły spory wśród was. A mówię to dlatego, że każdy z was powiada: Ja jestem Pawłowy, a ja Apollosowy, a ja Kefasowy, a ja Chrystusowy. Czy rozdzielony jest Chrystus? Czy Paweł za was został ukrzyżowany albo w imię Pawła zostaliście ochrzczeni?" Powołując się na przykład Jana Pawła II i jego Encykliki UT UNUM SINT, mówi ona właśnie o dobrze rozumianej ekumenii. Choć są biskupi (np. z Francji), którzy uznają to nauczanie za totalną herezję. Problem wynika stąd, że wolą oni trzymać się kurczowo tradycji, aniżeli Ducha Bożego. Ze swoim sposobem myślenia, szukając jedności na sposób fizyczny i ludzki, tworzą kolejne mury podziałów, umacniając zamiast fundamentu, kościelną denominację. Warto choć spróbować wyobrazić sobie powtórne przyjście Jezusa. Wskazałby On jedną denominację i powiedział – oto są prawdziwi wyznawcy, reszta to odstępcy? Nie śmiem wypowiadać się za Jezusa, ale nie sądzę. Jestem przekonany, że lista osób zbawionych zapisana jest w Niebie, w Księdze Żywota, o czym czytam w Piśmie. I wierzę, że jest to lista ponaddenominacyjna, ponadwyznaniowa. |
||||||
![]() |
||||||||
u Boga nie ma przypadków, czyli jak poznałem swoją Drugą Połowę? | ||||||||
W połowie sierpnia zadzwonił do mnie telefon, którego w ogóle się nie spodziewałem. "Przy telefonie Ciocia Kaja" - usłyszałem. Byłem niesamowicie zaskoczony, bo choć pamiętałem z kim mam przyjemność, nie słyszeliśmy się chyba z 10 lat! Zostałem zaproszony na wernisaż Cioci, na którym miała pokazać całą życiową twórczość - mianowicie obrazy wyszywane ręcznie oraz gobeliny. Kiedy zacząłem się trochę wahać czy z zaproszenia skorzystam, odparła ona, że nie może mnie zabraknąć, mam być i już! Zamurowało mnie. Nie potrafiłem już odmówić. Zgodnie z rozmową kilka dni później wybrałem się w podróż, wraz z GPS, który miał mi wskazać sąsiadującą miejscowość, bo docelowa "Dąbrowa" była tak mała, że nie zaznaczono jej na żadnej mapie. Jak się ostatecznie okazało, były tam 3 domy! Pod koniec trasy zabłądziłem, a ponieważ komórki nie miały zasięgu, nie mogłem się do kogokolwiek |
dodzwonić by spytać jak trafić do celu. Byłem zrezygnowany, chciałem już zawracać i jechać z powrotem do domu. W ostatniej chwili oddzwoniła kuzynka i poprowadziła mnie. Kiedy wjechałem na dziedziniec dużej, pięknej posesji, wydawało mi się, że wszyscy na zewnątrz czekają już tylko na mnie. Uczestnikami zjazdu była głównie rodzina, ale wiele twarzy widziałem po raz pierwszy. Przyjechały nawet osoby z Niemiec i Anglii. Pośród tłumu dostrzegłem pewną dziewczynę, która nieśmiało się do mnie uśmiechała. Okazało się, że jako jedyna (wraz ze swoim bratem i jego żoną) była niespokrewniona, łączyły ich z "nami" jedynie koneksje zawodowe. Prócz paru słów przy okazji przypadkowego wpadnięcia na siebie, nie mieliśmy okazji dłużej porozmawiać, aż nieoczekiwanie minęło kilka godzin i spostrzegłem, że Justyna wstaje od stołu i zaczyna kierować się do wyjścia. Jej wzrok utkwił jednak w moich |
![]() |
||||||
oczach, a ja odprowadziłem ją spojrzeniem do wyjścia. Nie ulegało wątpliwości, że spodobaliśmy się sobie. Justyna uśmiechnęła się i zniknęła mi z pola widzenia. Po chwili zawahania wstałem i wyszedłem na zewnątrz, nie wiedząc jeszcze co mam zrobić, co powiedzieć, jeśli tylko ona tam jeszcze będzie. Justyna stała obok samochodu, gdzie szykował się już do drogi brat z żoną i dziećmi Zdążyłem. Justyna nie potrafiła ukryć zadowolenia na twarzy. Odezwałem się pierwszy z zapytaniem, czy już wyjeżdżają (choć pytanie było głupie, bo przecież widziałem, że tak). Spytałem Justynę czy zostanie, z dopowiedzeniem i uśmiechem, że ja nocuję do następnego dnia - bo wstępnie tak właśnie byłem umówiony. Ciocia miała tam wiele pokoi i stojąc obok, zareagowała natychmiast, zachęcając Justynę do przedłużenia sobie pobytu. Ze swojej strony zapewniłem szybko, że następnego dnia oferuję podwiezienie do |
![]() |
Poznania. Suma sumarum Justyna została! Dalej to był naprawdę niesamowity czas. Kiedy ktoś z gości sprowokował rozmowę na temat wiary, nie chciałem siedzieć w ukryciu. Jako nowonarodzony chrześcijanin, który dwa miesiące wcześniej przyjął chrzest, trudno było nie rozmawiać o Bogu, przy wszelkiej możliwej okazji. Dostrzegłem, że Justyna jest żywo zainteresowana tym, co mówię. Ciągnęła mnie za język, więc cały wieczór przesiedzieliśmy później przy Biblii, rozważając wiele fragmentów Nowego Testamentu. Justyna była katoliczką, jak przyznała - mało praktykującą z powodu braku przekonania i nieznajomości innej drogi. Podkreślała, że inaczej mówię o Jezusie i wierze niż pozostali, naturalnie, bez denerwującej jej dotąd religijności. Coś między nami zaiskrzyło. Kiedy wracaliśmy następnego dnia do domu, ona miala już ponoć przekonanie, że mógłbym być jej |
||||||
![]() |
mężem. Po raz pierwszy w życiu dziewczyna pierwsza spytała mnie czy chcę się z nią jeszcze spotkać, bo ona chce! Oznajmiła, że mam (wg GPS-a) jeszcze kilkanaście kilometrów na zastanowienie się :) Od samego początku drogi rozmyślałem żeby wymienić się telefonami, ale dopiero jak będziemy na miejscu. Tak się też ostatecznie stało. Spotkaliśmy się już drugiego dnia, później trzeciego, czwartego i wszystko potoczyło się bardzo szybko. Po tygodniu byliśmy już gośćmi na pewnym ślubie w mojej rodzinie, bo miałem od dawna zaproszenie z osobą towarzyszącą. Tak jakby miejsce to czekało właśnie na Justynę. Kończąc pomału historię naszego poznania, wiem że zawdzięczam to wszystko Bogu. Niedługo przed wyjazdem na wernisaż Cioci Kaji, modliłem się na grupie domowej wraz z braćmi i siostrami z Kościoła o żonę. Nie przypuszczałem, że odpowiedź przyjdzie tak |
szybko. W ciągu 3 miesięcy Justyna zawierzyła swoje życie Jezusowi i 23 listopada przyjęłachrzest. Było to w dniu jej urodzin, a zatem odtąd mogła obchodzić już podwójne święto - narodzin cielesnych i duchowych. Została uzdrowiona z depresji, na którą cierpiała wiele lat oraz momentalnie z nałogu palenia - to był cud! Innym cudem jest też sam fakt, że Justyna wybrała się wtedy do Dąbrowy, bo do tamtej pory przez długi czas miała lęk przed samym tylko wyjściem z domu. Historia naszego poznania jest o tyle jeszcze bardziej wyjątkowa, że Ciocia Kaja odeszła miesiąc po wernisażu. Brat Justyny rozstał się natomiast w tym samym czasie zawodowo z drugą Ciocią. Miesiąc później nie moglibyśmy się już poznać. Taki scenariusz mógł napisać tylko Bóg! |
||||||
![]() |